sobota, 8 września 2012

Zabawa w wojnę, czyli cellulicie giń!


Odwieczny mój wróg, na którego sposobu znaleźć nie mogę, a raczej mogę, tylko po prostu mi się nie chce. Wiem, że wystarczyło by trochę odchudzić się, uskutecznić ćwiczenia, no i regularnie stosować masaże kremami, które kupuję i naprzemienny prysznic ciepłą i zimną wodą (którego nienawidzę!!).
A tak tkwię w martwym punkcie i marudzę...
Odnośnie mojego największego wroga, jakim jest cellulit, mam wrażenie, że wcześniej, kilka lat temu, łatwiej było mi się go pozbyć. Może im starsza jestem, to wszystko we mnie wolniej pracuje, stąd taki efekt...Poza tym geny - cóż, rodziców się nie wybiera i cieszę się, że mam takich jakich mam, ale czemu moja mama też ma taki cellulit?? Babcia nie miała:/

Oto moje 3 specyfiki, które obecnie zamieszkują moją łazienkę, 2 z nich są na wykończeniu, a jeden to dzisiejsza zdobycz:


Pierwszy po lewo, Kolastyna, miała być moją nadzieją na to, że mój cellulit w końcu zniknie, lub chociaż zmniejszy się do takiego stopnia, że będę zadowolona ze swojego wyglądu.
Tak się niestety nie stało, okazał się mało skuteczny i nieco irytujący, bo ma formę żelu i bardzo szybko się wchłania, co ma oczywiście też swoje plusy, ale nie można nim za bardzo wykonać masażu, bo skóra staje się tępa. Dodatkowo ma kiepskie właściwości nawilżające (albo wcale ich nie ma), bo bardzo przesuszał mi skórę. Pozostawiał skórę gładką i przyjemną w dotyku, lekko mrowił i przyjemnie pachniał. Cena ok. 12zł za tubkę.

Druga pod  nóż idzie Carla Norri z Biedronki. To już mój drugi balsam, mam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję go kupić (w promo za 9,99zł, później był poza promo za 6,99zł).
Producent to Eveline, od razu domyślałam się, głównie po zapachu, ale i skład niemal identyczny. Czy skuteczny? Raczej tak, chociaż przy moim wielkim cellulicie, to raczej za mało działa, aby pokonać wroga. Tak czy inaczej, mam sentyment do kosmetyków antycellulitowych Eveline, więc i Carla Norri stała się moją ulubienicą.
Cudów może i nie zdziałała, ale ładnie napina i ujędrnia ciało, przyjemnie chłodzi, no i ten zapach...sama przyjemność z używania tego balsamu!

Na ostatnim miejscu, moja dzisiejsza zdobycz, czyli krem z Kauflandu, Blanchette B. Natural Care. Produkt był przeceniony z 7,99zł na 4,79zł, więc wzięłam, a co:P
Krem ten produkuje Torf Corporation, więc to oprócz ceny wpłynęło na to, że zdecydowałam się go kupić. Wydaje mi się, że jest to ten sam balsam antycellulitowy Tołpy:

 
W opisie podają, że zawiera kofeinę, co nie jest żadną nowością, niestety nic poza tym, ale po składzie można wywnioskować, że zawiera również ekstrakty z kwiatów peonii, guaranę, ruszczyk kolczasty ( pobudza mikrokrążenie dzięki czemu  ma zastosowanie w leczeniu cellulitu i pajączków oraz jest stosowany do skóry podrażnionej i wrażliwej).
Więc trzeba wziąć się do roboty i solidnie przetestować Kauflandowskie mam nadzieję cudo:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze.
Chamskie i obraźliwe będą usuwane.
Mój blog to moje miejsce w sieci i proszę nie spamować. Każdy podobny komentarz również usunę.
Proszę także o nie pisanie "obserwujemy?", ponieważ nie bawię się we wzajemną obserwację na takiej zasadzie. Z reguły zawsze odwzajemniam się, jeśli link do Twojego bloga jest aktywny.