Hej:)
Denko uzmysławia mi, jak czas szybko leci. Niedawno było sierpniowe, i nie wiadomo kiedy pojawiło się wrześniowe. Nie sądziłam, że we wrześniu będą jakieś zużycia, jednak okazało się, że tak. Zapraszam na mały post denkowy:)
1. Szampon Green Pharmacy rumiankowy.
Absolutnie mój hit. W tym miesiącu go wykończyłam do kilkukrotnego umycia włosów. Pomimo iż mam czarne włosy, ten szampon doskonale się do nich nadaje. Idealnie je oczyszcza, cudownie nabłyszcza, a do tego usuwa łupież i pozbywa się swędzenia skóry głowy. Przyjemnie pachnie, nie plącze włosów. Czego chcieć więcej?
2. Regenerujący płyn do higieny intymnej Tołpa.
Bardzo przyjemny płyn, pomimo swojej niewielkiej poj. (195ml) bardzo wydajny. Dobrze mył, łagodził podrażnienia, nie uczulał. Jednak nie sądzę, abym kupiła go ponownie, cena 17zł skutecznie mnie zniechęca, a cudów jakiś nie robił.
3. Szarlotkowe masło do ciała Farmona.
W stosowaniu tego masła miałam sporą przerwę, by po niej móc się na nowo cieszyć cudownym zapachem szarlotki. Uwielbiam to masło za zapach i działanie. Idealnie nawilża, sprawia że skóra jest miękka i gładka w dotyku. Mam już Farmonowego następcę, ale z innej serii, o którym będzie kilka słów niebawem.
4. Krem pod oczy Provivo 35+ od Tołpy.
Być może dlatego, że moja skóra tego nie wymaga, nie widziałam efektów ze stosowania tego kremu. Ładnie nawilżał, ale ten sam efekt mam po zwykłym kremie do twarzy, którym traktuję także skórę wokół oczu. Krem ten nieraz powodował jakby pieczenie/chłodzenie, niezbyt przyjemne. Na szczęście występowało sporadycznie. Ostatnio używanie go sprawiało mi sporo radości, sama nie wiem czemu, skoro efektów brak;)
5. FM miętowy błyszczyk do ust.
Przyjemny, ale bardzo niewygodny i mało wydajny błyszczyk. Przyjemnie pachniał, dawał minimalne mrowienie, nie kleił się, ładnie nawilżał usta. Jednak forma, w jakiej został on zamknięty, czyli w pędzelku nie należy do najwygodniejszych, bo utrudnia precyzyjne nałożenie kosmetyku, a poza włosie potrafi się zagiąć podczas nakładania skuwki i sterczy we wszystkie strony. Dodatkowo cena, 32zł jest wielce przesadzona.
6. Tusz dający efekt sztucznych rzęs Lovely.
Gruba i nieco niewygodna szczoteczka, początkowo mnie zniechęciły, jednak pod koniec żywota tej maskary polubiłam ją. Najlepiej sprawdza się na bazę Delii, samodzielnie niestety nie daje efektu sztucznych rzęs. Może kiedyś do niej wrócę.
7. Saszetka szamponu z orzechem włoskim Biały Jeleń.
Dzisiaj myłam nim włosy, jednak taka saszetka nie wystarczyła na dokładne umycie moich włosów, więc posiłkowałam się drugą, z octem jabłkowym. Pieni się średnio, pośród smrodku starego psa, który wrócił ze spaceru podczas deszczowej pogody próbował wyłonić się przyjemny, świeży zapaszek, ale nie bardzo mu się to udawało. Plącze włosy. Taki debiut nie zachęcił mnie do zakupu pełnowartościowego opakowania.
8. Saszetka szamponu z octem jabłkowym Biały Jeleń.
Cóż można powiedzieć o jednej saszetce? Przyjemnie pachnie, średnio się pieni, ale dobrze oczyszcza. Podejrzewam, że tak jak poprzednik, nie dałby rady umyć dobrze moich włosów, gdybym chciała skorzystać tylko z jednej saszetki. Szampon przeznaczony do jasnych włosów, moje są czarne, ale musiałam się nim wspomóc i wykończyć. Przy blond włosach może i skusiłabym się na niego.
9. Drobnoziarnisty peeling Perfecta.
Zakupiony w Biedronce na próbę. Skradł moje serce, więc zaopatrzyłam się w sporo opakowań. Przyjemnie, dość intensywnie pachnie, kolor błękitny, miliony drobinek, które są delikatne, a zarazem silnie działają na skórę. Nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienień, idealnie usuwa martwy naskórek, nie wysusza. Uwielbiam go! Niedługo skrobnę o nim więcej.
To na tyle:) Już szykuję się na kolejne zużycia:)
Pozdrawiam. Lusia.